Dzień dobry, moi Drodzy. Dziś mam dla Was raport… no właśnie. Pierwotnie miał to być raport książkowy na przedwiośniu, ale zwyczajnie nie dałam rady ogarnąć się, by napisać kilka słów o przeczytanych w tamtym czasie książkach. Zresztą niektóre lektury musiałam odłożyć na jakiś czas, by zapoznać się z dwiema pozycjami, o których w (oby!) niedalekiej przyszłości będę mogła Wam powiedzieć. Zatem mam dla Was dziś kilka słów o tym, co czytałam od lutego.
– Po pierwsze: „Strychnica” Marka Zychli. Wypowiadałam się o niej szerzej kilka tygodni temu, ale tę książkę chcę polecać przy każdej nadarzającej się okazji. Link do mojej opinii znajdziecie w komentarzu.
– Po drugie: „Opowieści tajemnicze i szalone” Edgara Allana Poego z ilustracjami Grisa Grimly’ego. Każdy fan grozy musiał przynajmniej otrzeć się o twórczość Poego i – liczę na to – nawet jeśli się nią nie zachwycić, to na pewno docenić. Ja jestem z tych, co uwielbiają klasyków, lecz dziś nie chcę skupiać się stricte na twórczości mistrza grozy, a na samym wydaniu książki – z tekstami („Czarny kot”, „Maska czerwonej śmierci”, „Żaboskoczek”, „Zagłada domu Usherów”), które powinniście doskonale znać, i ilustracjami, które w swej upiornej wspaniałości sprawiają, że ta książka jest istnym majstersztykiem. I nawet jeśli jej forma ma przybliżyć twórczość Poego młodszemu odbiorcy, to uwierzcie, że starszy czytelnik będzie równie, jak nie bardziej oczarowany niż dziecko.
– Po trzecie: „Kochać Zapomnieć?” Alicji Patey-Grabowskiej to niewielka objętościowo książka, łączącą w sobie prozę, poezję i fotografię. Kiedy dziś – już po jakimś czasie od lektury – myślę o niej, nasuwają mi się skojarzenia „spokój”, „piękno”, „pokora wobec losu”, „szczęście ukryte w drobiazgach”. Autorka opowiada historie zwykłego życia, od dzieciństwa do starości, nawiązuje do relacji międzypokoleniowych. To niekoniecznie są sielskie obrazki, wręcz przeciwnie, często pełne bólu, zwłaszcza gdy mowa o wojnie, ale to, co mnie w książce uderzyło najbardziej, to pewne zrozumienie, że coś musiało się stać i że nie ma sensu trzymać w sobie uraz. Życie po prostu nie jest różowe, choć nadal potrafi być piękne.
– Po czwarte: Jorge Luis Borges „Powszechna historia nikczemności”. No dobra, będę polecać bardziej niż Zychlę 😉 . To zbiór opowiadań opisujących historie mniej lub bardziej znanych (eureka!) nikczemników. Oczywiście nie jest to książka, z której można uczyć się dawnych dziejów, choć Borgesa zainspirowały postacie historyczne: m.in. J.A. Murrell, A. Orthon, Ching Shih, E. „Monk” Eastman czy Billy the Kid. Po prostu plejada złoczyńców, którzy niegodziwość podnieśli do rangi sztuki. Natomiast mistrzostwem jest to, jak Borges ubrał ich urojone biografie w słowa. Nie czytacie o tańcu – obserwujecie go, nie czytacie o kurzu – wdziera Wam się do nosa, nie czytacie o huku wystrzałów – słyszycie go. O kunszcie literackim Borgesa mogłabym opowiadać godzinami. Was po prostu zachęcam do czytania.
– Po piąte: Magdalena Wolff „Kukułka i wrona”. Jeśli lubicie słowiańskie klimaty, to książka dla Was. Nie byłabym sobą, gdybym nie pochwaliła okładki: to właśnie jedna z tych pozycji, po które sięgnęłam ze względu na grafikę. A i historia Wreny, która w wyniku tragicznych wydarzeń straciła praktycznie wszystko, a teraz poszukuje ratunku u leśnych istot (bogów, demonów, a może „jedynie” obdarzonych mocą ludzi – to już sami sprawdźcie), pozwala zanurzyć się w lekturze i oderwać od rzeczywistego świata na wiele godzin. Spojler!: a to dopiero pierwsza część opowieści o Wrenie!
Obecnie sięgnęłam po jednego z moich ulubionych pisarzy: Maria Vargasa LLosę. Tym razem czytam „Gawędziarza”.
A u Was jaka książka na tapecie?