Jeszcze w klimatach „targowych” – dziś jeszcze post wspomnieniowy. Tu mam trochę więcej zdjęć.
Po powrocie z tego wydarzenia usłyszałam, że powinnam napisać alternatywny przewodnik po Krakowie, bowiem posiadam niesamowitą zdolność błądzenia w środku miasta i odnajdywania miejsc, o których same krakusy nie mają pojęcia. Gwoli wyjaśnienia: za każdym razem, gdy jestem w mieście Kraka, okazuje się, że nawigacja w moim telefonie wariuje. Nie jest to żaden problem techniczny, jakiś błąd ustawień (sprawdzone!), a dla własnych potrzeb tłumaczę wszelkie anomalie związane z działaniem komórki wpływem wawelskiego czakramu (niesprawdzone 😉). Tym razem jednak nawigacja postanowiła ulitować się nade mną i po całym dniu szaleństwa w końcu zaczęła wskazywać poprawne kierunki świata, a nawet dokładnie miejsce, w którym się znajduję. Gorzej, że wyznaczając trasę, uznała, że skrótem będzie szybciej… Zatem jeśli kiedykolwiek traficie na ulicę Cichociemnych, wiedzcie, że jest tam cicho, ciemno i ciut strasznie. Że nagle teleportujecie się z miasta prosto w środek kniei, gdzie jedynym światłem jest to księżycowe, a przechodząc pod drzewami, musicie uważać, żeby Wam nic na głowę nie spadło, przy czym wyskakujący spomiędzy chaszczy ptaszek jest nie mniej przerażający niż Freddie Krueger. Kiedy po długim marszu zobaczycie tory kolejowe, zupełnie niepasujące do krajobrazu, nie ważcie się zażartować, że „brakuje tylko trzymetrowego muru, przez który jeszcze będzie trzeba przeskoczyć”, bo…
Właśnie. Zdjęcia wykonano, gdy nie mogłam podejrzewać, co mnie jeszcze tego wieczoru czeka.