Dzień dobry, moi Drodzy.
Dziś „polecajka”. 🖤
Był 2017 rok. Wydawnictwo Dom Horroru istniało zaledwie kilka miesięcy, kiedy Tomek Czarny podrzucił mi do poczytania książkę autorstwa Wojciecha Guni. Dziś, po latach, w odświeżonej oprawie, „Miasto i rzeka. Droga zjednoczenia” ponownie pojawia się na rynku wydawniczym, a ja zachęcam, byście zwrócili na nią uwagę.
Wojciech Gunia w swych dwóch nowelach, niezauważalnie, ale konsekwentnie wgryza się w najbardziej skrywane ludzkie lęki, rozdrapuje zabliźnione rany, tworzy nowe. Nie ma litości. Przy czym czyni to pięknym, wyważonym, czasem wręcz poetyckim językiem, z gracją i spokojem kata, a może raczej wytrawnego psychopaty, który odnajduje granice naszej wytrzymałości. Nie przekracza ich jednak, rozbudziwszy uprzednio naszą wyobraźnię, pozwalając, byśmy rozpływali się w bólu, zatapiali w najgorszych wizjach.
Udowadnia, że nawet jeśli najbardziej boimy się tego, co tkwi w nas samych, to największym strachem jest ten o bliskich, zwłaszcza gdy towarzyszy mu bezradność.
Gunia pobudza do głębokiej refleksji nad tym, co istotnie jest dla nas stratą i jak daleko jesteśmy w stanie posunąć się, by nie tyle odzyskać to, co kochaliśmy, gdy jest to nie do odzyskania, ile raczej ukoić wyrzuty sumienia, że pozwoliliśmy na to, co się stało, nawet jeśli nie mogliśmy mieć żadnego wpływu na wydarzenia.
„Miasto i rzeka. Droga zjednoczenia” to książka, jedna z niewielu, której treść obudziła we mnie takie lęki, że doprowadziła do łez . Nikt nie pozostanie wobec niej obojętny.