Prospero – książę burzy
„(…) Jesteś przecież senna;
To dobra senność, nie walcz z nią, ulegnij.
Wiem zresztą, że i tak nie masz wyboru”.
- W. Szekspir, „Burza”, tłum. S. Barańczak
Jakiś czas temu miałam okazję obejrzeć film w reżyserii Petera Greenawaya pt. „Księgi Prospera”. Przyznam, że niewiele obrazów zrobiło na mnie takie wrażenie. Film jest adaptacją „Burzy” Williama Szekspira, adaptacją, co trzeba przyznać, odbiegającą od świata przedstawionego w książce, choć trzymającą się głównej osi literackiej fabuły (w sposób, którego nie spodziewałabym się). Z tego też powodu sięgnęłam po „Burzę” – by porównać to, co działo się w mojej wyobraźni podczas czytania dramatu, z tym, jakie obrazy zaważyły na postrzeganiu tego dzieła dzięki adaptacji Greenawaya.
Dla przypomnienia – Prospero, prawowity książę Mediolanu, zostaje obalony przez brata i wraz z córką wypuszczony w burzową noc na morze, na pewną śmierć. Jednak dzięki zrządzeniu losu trafia na bezludną wyspę, gdzie otoczony księgami para się magią, rozmawia z duchami, rządzi żywiołami… i wychowuje córkę.
„Księgi Prospera” to niezwykle plastyczna adaptacja. Gdy zatrzymamy film, niemal każdy kadr, na który natrafimy w danym momencie, przywodzi na myśl barokowe dzieła, obrazy i rzeźby wielkich twórców tej epoki. Przepych oszałamia. Wizja Greenawya pozostawia nas wręcz w bezdechu – duchy są tak cielesne, że bardziej być nie mogą, Prospero – w książce w moich oczach szalony, zgorzkniały starzec, tu mag i mędrzec, choć nadal niepoczytalny, Ariel – w trzech osobach, boski ciałem, lecz nie duszą, Miranda jakby poza światem, poza życiem, bardziej widmowa niż ludzka. Jedynie Kaliban zachowuje wyrazistość z książki. A cała reszta postaci – mimo że istotna, w filmie staje się poboczna. Nagość, niby tak powszechna w obecnym świecie, ciekawi, intryguje i przykuwa uwagę naturalizmem. Tu obraz bierze górę nad treścią. Wszechobecne bogactwo szczegółów wymusza podziw.