Dzień dobry. Z jaką książką spędzacie czas?
Ostatnio bardziej mam ochotę czytać niż zdawać relację z tego, co wpadło w moje ręce (i przed oczy), ale w związku z tym, że mam wymianę szkieł w okularach, a bez nich wzrok mi się szybciej męczy, muszę sobie robić przerwy. Zatem czas na krótki raport książkowy. W pierwszych tygodniach jesieni sięgnęłam po:
🍂 „Obławę” Sary Antczak – Po świetnej „Grze”, bardzo dobrej „Karze”, autorka serwuje nam fenomenalny kryminał, który pochłaniałam w każdej wolnej chwili (a że aktualnie mam ich całkiem sporo, przeczytałam w dwa popołudnia). Tym razem Sara zabiera nas w góry, gdzie ma odbyć się najtrudniejszy triatlon na świecie – „Tatrzański kat”. Strzała, niegdyś niesłusznie oskarżona o próbę zamordowania przyjaciółki, pojawia się na nim, by zmierzyć się z przeszłością i przy okazji spojrzeć w oczy tym, którzy odepchnęli ją, gdy potrzebowała ich najbardziej. Wyścig zaczyna się, lecz niektórzy zamiast walczyć o zwycięstwo, muszą uciekać przed śmiercią. Spojler (ale spodziewacie się tego): nie każdemu się uda. Sara Antczak – jak zwykle – zabawia się z czytelnikiem, wodząc go za nos. Szukając odpowiedzi na pytanie „Kto jest mordercą?”, znajdziecie kilka typów i za każdym razem będziecie zaskoczeni, że daliście się autorce wywieść w pole. Pochwał mogę tu dawać sporo: i za niejednoznacznych bohaterów, których lubi się i nie lubi jednocześnie, i za dokładny research dotyczący zawodów (wiecie chociażby, co musi znaleźć się w plecaku zawodnika?), i za akcję, która powoduje przyspieszone bicie serca, i za… Wymieniać dalej? Dodam tylko, że za Tatry, bo góry to miejsce, w którym czuję się szczęśliwa. Nawet te na kartkach powieści. Minusy? Zapomniałam już, jeśli takie były. Przy okazji zwróćcie uwagę na wątek mediów społecznościowych i tego, co z nami robią (o hipokryzjo!, piszę te słowa, zamieszczając opinię właśnie w nich…).
🍂 „Łzy mojej duszy” Kim HyonHui – to książka, po którą już ze względu na sam tytuł nie sięgnąłbym, ale na szczęście dostałam ją w prezencie, a opis okładkowy skusił, rozwiewając wątpliwości, czy nie mam do czynienia z jakimś koreańskim romansidłem. Nie miałam. „Łzy…” to autobiografia agentki północnokoreańskiego wywiadu, skazanej na śmierć po zamachu, którego dokonała, podkładając ładunki wybuchowe w samolocie. W jego wyniku zginęło 115 osób. Ułaskawiona przez prezydenta Korei Południowej, autorka opowiada historię przede wszystkim prania mózgu, jakiemu została poddana w swojej ojczyźnie. Książka nie zmazuje jej win, ale pokazuje, jakie mechanizmy rządzą człowiekiem, jakiej manipulacji możemy zostać poddani, pozwala zrozumieć, dlaczego pewne rzeczy w ogóle się na tym świecie dzieją. Niestety refleksja jest taka, że nasze przekonania i wiara zależą od szerokości geograficznej, w jakiej się urodziliśmy i zostaliśmy wychowani, bo nie każdy ma szansę wyjść poza bańkę i zobaczyć szerszy obraz sytuacji. Czy to usprawiedliwienie dla pewnych ludzkich zachowań? Biorąc pod uwagę to, co się dzieje na świecie, chciałabym powiedzieć, że nie. Ale odpowiedź nie jest wcale taka prosta. Jeśli zadajecie sobie podobne pytania, po prostu zapoznajcie się z tą książką, która opisuje, jak wygląda życie w tajemniczej Korei Północnej.
🍂 „Guwernantkę” Joanny Pypłacz – Po „Łzach…” potrzebowałam zmiany klimatu. „Guwernantka” powiązana jest z „Dworem na martwym polu”, który czytałam wiele miesięcy temu, ale jeśli nie znacie fabuły, nie ma konieczności zapoznawania się z nią. Akcja powieści dzieje się w XIX wieku. Tytułowa bohaterka po śmierci swojego ojca trafia do dworu w Uroczyskach, gdzie ma zająć się edukacją dwójki najmłodszych dzieci z osieroconego rodzeństwa. Między ich opiekunem i jednocześnie najstarszym bratem a nią rodzi się więź. Niestety, życie rządzi się swoimi prawami, a obowiązek zawsze musi być na pierwszym miejscu. W dodatku Marie ma tajemnicę… Zawsze podkreślam, że książki Asi nie są dla każdego. Charakteryzuje je specyficzny styl, lekko egzaltowany, sprawiający wrażenie, że mamy do czynienia z książka napisaną przynajmniej stulecie temu. Nie wyobrażam sobie, by historie,które autorka nam serwuje, mogłyby być opowiedziane inaczej. Przyznam Wam się, że przez większość książki nie spodziewałam się, jak ostatecznie makabrycznie potoczy się fabuła, choć dostajemy pewne znaki, a mrok sączy się subtelnie spomiędzy stron. Lubię twórczość Asi, dbałość o każdy szczegół i to, że potrafi wydobyć ze mnie zasoby romantyczności.
🍂 „Medytacja buddyjskiego mnicha. Życzliwość, która wraca” Ajahna Brahma – jeśli potrzebujecie zatrzymać się w życiu, wziąć głęboki oddech, poustawiać sobie pewne rzeczy w głowie na nowo, pobyć ze sobą, polecam Wam nauki Ajahna Brahma. Nim sięgnęłam po książkę, miałam okazję słuchać i oglądać jego wystąpienia. „Kupił mnie” swoim poczuciem humoru, trafnością spostrzeżeń i absolutną pokorą, jakiej nierzadko brak u „doradców mentalnych”, coraz modniejszych zresztą w dzisiejszych czasach. Ba, niektóre jego wypowiedzi stanowiły inspirację do moich tekstów. A książka daje to, po co została stworzona: pozwala poczuć się lepiej.
🍂 „Klejnot siedmiu gwiazd” Brama Stokera – klasyka. (Nie tak) dawno, dawno temu, kiedy IX jeszcze raczkowała, powiedziałam jej właścicielowi, że na książki z tego wydawnictwa wydam każdą kasę, bo są gwarancją jakości. Lata mijały, a ja mogłam tylko utwierdzać się w moim przekonaniu. Tu mamy kolejny dowód, że mam rację. „Klejnot…” to powieść grozy (ale nie brak w niej wątków romantycznych czy zagadkowości kryminału), której akcja osadzona w wiktoriańskim Londynie snuje się powolnie, lecz nie mozolnie. Abel Trelawny, badacz Egiptu, zostaje zraniony przez nieznanego sprawcę i zapada w letarg. Jego jedyna córka wzywa na pomoc adwokata – Malcolma Rossa (narratora powieści). Na scenie wydarzeń pojawiają się kolejne osoby, a w tle majaczy ciało astralne – jak nazywają je sami zainteresowani – egipskiej Królowej Tery. Choć „Klejnot…”nie jest tak znany, jak „Drakula”, zawiera nie mniej trzymającą w napięciu historię, spisaną pięknym językiem (brawa dla tłumacza – Radosława Jarosińskiego), w dodatku z dwoma zakończeniami. Stoker w IX ? To musiało się udać.