Deszcz dla żałobnic
Podczas drogi do Antonina, do galerii Operis.Artis w głowie brzmiały mi słowa wiersza Leopolda Staffa. Ciężkie krople odbijały się od szyb samochodu, wycieraczki mozolnie przesuwały się przed moimi oczami, wieczór niewidoczny wśród ciemnych chmur niósł dzień ku końcowi.
Pokryte deszczem były i szyby galerii, zimno z trudem przebijało się do jej wnętrza, w którym rozchodził się zapach kawy. Czego oczekiwałam po mojej pierwszej wizycie w tym miejscu? Na pewno nie tego, że stanę pośród obrazów Jacka Jędrala i uznam, że znalazłam się w mroku, sprawiającym, że moje wewnętrzne lęki zlewają się doznaniami, których doświadczam, oglądając dzieła artysty.
Prace Jacka Jędrala można zobaczyć w niewielu miejscach. Sam artysta przyznaje, że tworzy je dla siebie samego. Mroczne, niepokojące, jak ze snu, mogą wzbudzać grozę, jak i zachwyt dbałością o szczegóły, choć mnie urzekł przede wszystkim sam pomysł. Zmory, mary, duchy… Nawet zwykli ludzie zdają się namalowani tak, jakby utknęli w pół słowa, jakby niedopowiedzenie pozwoliło nam odwlec moment, w którym prawda skryta za ciemnymi, ołowianymi barwami spadnie z całą siłą i pozostawi nas nagich, odsłoniwszy wpierw głęboko skrywane lęki.
Wciąż widzę słowa Staffa w jednym z obrazów Jacka Jędrala. Kiedy dawno temu pierwszy raz czytałam wiersz „Deszcz jesienny”, mary wyobrażałam sobie jako odziane w lekkie, ażurowe suknie rusałki o smutnych obliczach. Mary Jacka Jędrala to dostojne, spokojne w rozpaczy żałobnice, idące nie po pustyni, lecz wśród pól, oświetlone promieniami nieśmiałego słońca, a jednak kroczące w ciemności. Ciemność i smutek w tej zdawałoby się pogodnej, letniej scenerii wyzierają z każdego pociągnięcia pędzlem. Cisza wręcz krzyczy. Nic nie jest jednoznaczne.
Powiewne snów mary-żałobnice łkają w milczeniu wśród blasku bladego słońca, a ja do domu wracam w zamyśleniu wśród jesiennego deszczu. Dzwoni jękiem szyb.