Pisarz jest człowiekiem?
Czas, który spędzam na lekturze dzieł Orhana Pamuka, to dla mnie święto. To nie są książki, które chwytam w locie, chłonę naprędce ich fabułę, przeskakując wzrokiem po literach, by móc zaraz sięgnąć po kolejną historię. Przy tym pisarzu zatrzymuję się dłużej, pozwalając, by każde jego słowo odpowiednio wybrzmiało. Nie czytam kolejnego rozdziału, dopóki nie nasycę się poprzednim. Celebruję każdy akapit. Odkąd tylko poznałam twórczość Pamuka, traktuję go jak arcymistrza literatury.
Tym razem sięgnęłam po „Noce zarazy”. Pokrótce (z opisu okładkowego): Wiosną 1901 roku oczy całego świata zwracają się na Minger. Spokojna wyspa nazywana „perłą Lewantu”, stała się najniebezpieczniejszym miejscem w Imperium Osmańskim. Zaatakował je niewidzialny, ale śmiertelnie groźny wróg. Dżuma.
Moje oczekiwania wobec tej powieści były wysokie, spodziewałam się – jak zwykle w przypadku tego autora – literackiej uczty. Jakież było moje zaskoczenie, gdy po całkiem wciągającym wstępie książka zaczęła mnie… nużyć. Przez niemal pięćset stron zastanawiałam się, czy powieść trafiła w mój zły czas, czy wymagam zbyt wiele, bo wyidealizowałam twórczość Pamuka, czy zwyczajnie styl tłumacza mi nie odpowiada. A może niedawna pandemia sprawiła, że po prostu nie chce mi się czytać o kolejnej zarazie, nawet jeśli miała miejsce ponad sto lat temu? Bo przecież nie śmiałabym się przyczepić do sposobu prowadzenia narracji przez mojego Mistrza, stwierdzić, że bezpośrednie zwroty do czytelnika, tłumaczące mu jak krowie na rowie (niestety takie porównanie mi przychodzi do głowy) pewne – zwłaszcza polityczne – kwestie, pozbawione są typowej dla Pamuka lekkości, że przydługawe opisy irytują mnie. Że zwyczajnie można byłoby tę książkę zmieścić w połowie jej objętości i z pewnością wyszłoby jej to na dobre.
Dopiero po przeczytaniu pięciuset stron zaczęłam rozpoznawać styl pisarza, którego ubóstwiam, dałam się ponieść lekturze i odnalazłam w niej to, czego pragnęłam.
Tak, Pamuk jest geniuszem literackim, jednak „Noce zarazy” nie udowadniają tego. Paradoksalnie to, co powinno zachwycić (m.in. dbałość o szczegół, dygresje, wnikliwość w wyjaśnianiu różnego rodzaju zjawisk) odwracało uwagę od tego, co w powieściach zazwyczaj porywa najbardziej, czyli od historii danej jednostki. To nadal bardzo dobra książka, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, czym jest w dzisiejszych czasach zarzucany rynek wydawniczy. Ale nie takich doznań oczekiwałam, nie takiego Pamuka wielbię. A może, traktując go jako Arcymistrza, zapomniałam, że pisarz jest człowiekiem?